Blond Blog o farbowaniu i rozjaśnianiu włosów oraz ich pielęgnacji

Laminowanie włosów zniszczonych

Laminowanie włosów zniszczonych, blond, przesuszonych - Blog

Czy laminowanie włosów pomoże zniszczonym (rozjaśnieniem + prostowaniem), przesuszonym i wysokoporowatym blondom? Czy sprawi, że będą piękne, zdrowe, miękkie i lśniące? Jak może zakończyć się eksperymentowanie z żelatyną i czy warto wierzyć we wszystko, co “naturalne” i polecane w internecie? Jakie mogą być tego konsekwencje? Serdecznie zapraszam do lektury! :-)

Pytanie od Czytelniczki :)

Kochanie, spokojnie!  Zrobimy, co się tylko da, żeby wszystko wróciło do normy! :) (a później, intensywna, olejowo-maseczkowa pielęgnacja, żeby możliwie poprawić ich stan :)).

Laminowanie włosów rozjaśnianych, zniszczonych

Jeśli chodzi o laminowanie włosów, to zawsze, z całego serca, odradzam tego typu eksperymenty, a już w szczególności, w przypadku bardzo wrażliwych, suchych, zniszczonych, wysokoporowatych blondów. Nie warto ryzykować, ponieważ tego typu “zabiegiem”, możemy sobie bardzo, bardzo zaszkodzić, a z faktyczną poprawą stanu włosów, nie ma to, tak naprawdę, nic wspólnego. Przede wszystkim, żelatyna to proteiny wielkocząsteczkowe, które działają jedynie powierzchniowo, krótkotrwale, nie wnikając w głąb włosa, a tym samym, nie mające szans na jego rzeczywiste odbudowywanie. Cały zabieg jest czasochłonny i niezbyt nieprzyjemny, a nawet jeśli przyniesie dobre efekty – krótkotrwały (do pierwszego, maksymalnie dwóch myć). Włosy będą bardzo posklejane po nałożeniu „żelatynowego glutka”, ciężko będzie dokładnie zmyć go samą wodą, „zapach” żelatyny jest bardzo specyficzny i mimo zakamuflowania odżywką, może być wciąż wyczuwalny na włosach, nawet po ich wysuszeniu, a co najważniejsze, istnieje duże ryzyko przeproteinowania, które wiąże się właśnie z takim, jak u Megi, efektem końcowym, olbrzymim stresem i morzem wylanych łez. Jeśli nasze włosy są wysokoporowate, przesuszone, kruche, rozjaśniane, poniszczone, stosujmy proteiny z bardzo dużą ostrożnością i ograniczoną częstotliwością – przy dostarczeniu jednoczesnej, optymalnej dla naszych blondów, dawki nawilżenia/natłuszczenia.

Co robić, jeśli włosy są przeproteinowane? Kochanie, najważniejsze: pod żadnym pozorem nie laminujmy kolejny raz! Twoje włosy potrzebują teraz olbrzymich dawek nawilżania, natłuszczania i, co ogromnie ważne, trzymania ich z dala od wszelkich proteinowych produktów. Natomiast maska, którą poleciła Twoja znajoma, jest maską typowo proteinową: mamy tam spore ilości hydrolizowanego jedwabiu i jego aminokwasów + keratynę. Taka dawka małocząsteczkowych protein, dostarczona zaraz po przeproteinowaniu włosów laminowaniem, mogłaby spowodować trwałe, nieodwracalne szkody (a wówczas, jedynym rozwiązaniem, byłoby podcięcie włosów).

A teraz nasz plan działania :)

  1. Dokładnie, choć bardzo delikatnie, myjemy włosy szamponem, żeby wypłukać proteiny.
  2. Po myciu, koniecznie, nieproteinowa, nawilżająca/natłuszczająca maska (przykłady punkt 7 – klik) – pod czepek foliowy + na to turban lub zimowa czapka. Tutaj, kochanie, jest dokładnie wszystko rozpisane, krok po kroku, jak nakładać maskę na włosy (klik). Można by dodać do maski również naturalny (nierafinowany i tłoczony na zimno) olej jednonienasycony/wielonienasycony (np. olej z pestek malin czy awokado) lub oliwkę o wartościowym składzie (na przykład HiPP lub Babydream), ale, jeśli nigdy nie stosowałaś olejów i nie masz swojego ulubieńca, w takim wypadku, lepiej nie ryzykować, bo nie każdy olej lubią nasze włosy (a wówczas mogą zareagować puszeniem). Silnie wygładzająco/zmiękczająco działa na wysokoporowate włosy dodatek mąki ziemniaczanej (przepis – klik).
  3. Dodatkowo, po spłukaniu maski letnią wodą, nałożyłabym na dokładnie, ale delikatnie odciśnięte z nadmiaru wody włosy, zakwaszającą odżywkę do włosów farbowanych (np. Dove), na około 1-2 minutki (spłukujemy letnią wodą, a ostatnie płukanie, od ucha w dół, nieco chłodniejszą).
  4. Następnie, wcieramy w delikatnie osuszone ręcznikiem, wilgotne włosy (mniej więcej od połowy długości) silikonowe serum bez alkoholu (na przykład jedwab Biovax lub serum A+E), dla zabezpieczenia ich przed utratą wilgoci (zniszczone włosy mogą być niemalże całkowicie pozbawione naturalnego płaszcza lipidowego) oraz ochrony przed zniszczeniami mechanicznymi i czynnikami zewnętrznymi lub nakładamy ulubioną odżywkę bez spłukiwania (bez protein, składników ziołowych i wysuszających alkoholi w składzie). Włosy suszymy naturalnie w 90% (bez użycia suszarki), pod koniec stosując chłodniejszy nawiew suszarki (od ucha w dół, żeby się nie przeziębić), zgodnie z kierunkiem wzrostu włosa.
  5. Kolejne mycie włosów (po pewnym czasie, gdy już będzie taka potrzeba), wykonałabym jedynie odżywką (bez silikonów, protein i z Cetrimonium chloride w składzie), np. balsamy Mrs. Potter’s (dokładnie myjemy, pozostawiamy na około 5 minut i spłukujemy). Jest to dla włosów zdecydowanie delikatniejsze rozwiązanie niż szampon, a po takich przejściach, jest to mocno wskazane. Spłukujemy ją letnią wodą, odciskamy włosy z nadmiaru wody, osuszamy delikatnie ręcznikiem (nie trąc), nakładamy odżywkę bez spłukiwania (bez protein) lub wcieramy niewielkie ilości ulubionego oleju/oliwki, a w końcówki serum/jedwab (np. Biovax) i dalej, tak jak w puncie 4. :)

Najserdeczniej pozdrawiam, zarówno Ciebie Megi, jak i Twoją Przyjaciółkę i koniecznie daj znać Słońce, czy blondziaki wyszły z przeproteinowania bez szwanku 

Najsłodsze buziaki i głowa do góry! :-)