Blond Blog o farbowaniu i rozjaśnianiu włosów oraz ich pielęgnacji

Jaki podkład: Lancome Teint Miracle czy Estee Lauder Double Wear?

Jaki podkład wybrać: Lancome Teint Miracle czy Estee Lauder Double Wear? :) Różnice między nimi są dość znaczne, dlatego wszystko zależy od tego, jaki mamy rodzaj cery i czego wymagamy od podkładu.

Pytanie od Czytelniczki

Jana, jesteś tak niesamowicie kochana!  Dziękuję x 1000!  Ach, faktycznie nie dodałam w spisie najważniejszego z kosmetyków! :)) Bardzo dziękuję, że dałaś znać! To jeden z moich ukochanych rozświetlaczy – Benefit Girl Meets Pearl – prześliczne cudeńko! :))

Jaki podkład wybrać: Lancome Teint Miracle czy Estee Lauder Double Wear? Kochanie, co do podkładu, koniecznie poproś o próbeczki w sklepie (są też do kupienia w sklepach internetowych). Przy takich cenach to konieczność! Tym bardziej, że na różnych cerach mogą przeróżnie się sprawdzać (czasem wystarczy nawet jeden, źle dobrany składnik, nieodpowiednie jego stężenie czy “złe” towarzystwo). Dzięki próbkom mamy też zdecydowanie większe szanse na dobór właściwego odcienia, sprawdzenia, czy kosmetyk nie utlenia się na skórze do pomarańczowego koloru i “polubienia się” z wybranym kosmetykiem, poznania najlepszego sposobu aplikacji itp. Warto sprawdzić przed kupnem pełnowymiarowego opakowania, czy stopień krycia i bardzo subtelnego, rozświetlonego matu w Lancome Teint Miracle, są dla nas wystarczające i czy Estee Lauder Double Wear nie jest zbyt ciężki, “zapychający”, zbyt mocno kryjący, bo to wszystko bardzo indywidualne kwestie.

Rimmel Wake Me Up i Lancome Teint Miracle to (według mnie) mniej więcej takie samo zestawienie jak Estee Lauder Double Wear z Revlon ColorStay. Są pewne plusy dla tych luksusowych kosmetyków, ale nie jestem pewna, czy uzasadniona jest aż taka różnica w cenie. Według mnie nie, ale to również kwestia indywidualna.

Estee Lauder będzie matowił, nie jest to jednak całkowity mat, a bardziej trójwymiarowy, dzięki delikatnie satynowemu wykończeniu (bardziej dla cer mieszanych, ewentualnie tłustych).
Lancome służy bardziej rozświetleniu i rozpromienieniu twarzy (bardziej dla cer bezproblemowych, normalnych i w kierunku suchych, ale dobrze nawilżonych – warto sprawdzić, jak reagują na alkohol denaturyzowany, który może mocno przesuszać), a dla bardziej intensywnego efektu rozświetlenia, możemy go połączyć z rozświetlającym serum Éclat Miracle.
Z Estee trzeba uważać na “efekt maski” – musimy dobrać odpowiednią ilość i dokładne wszystko rozetrzeć, żeby ładnie wtopił się w skórę i bardzo uważać z przypudrowaniem, żeby nie uzyskać sztucznego efektu (Lancome najpiękniej wygląda nieprzypudrowany, ale jeśli, po pewnym czasie, zaczyna się u nas błyszczeć “niezdrowym” blaskiem, warto delikatnie przypudrować strefę T).
Estee jest też bardziej trwały, może znieść więcej i wytrzymać dłużej w ekstremalnych sytuacjach (choć w przypadku cery normalnej i bezproblemowej, niedotykaniu twarzy i braku sytuacji ekstremalnych – Lancome nałożony w małych ilościach, sprawdza się u mnie pod tym względem również świetnie :)).

Nie wiem kochanie, jaki masz rodzaj cery, ale to bardzo ważne, aby sprawdzić przed ostatecznym zakupem, jak współgra z naszą twarzą każdy z tych podkładów (czy np. jej nie przesuszy, nie podkreśli suchych skórek, nie zadziała zaskórnikotwórczo, nie uwidoczni porów). Moja cera nie jest wymagająca pod względem podkładów – latem i wiosną najważniejsze jest dla mnie tylko ewentualne, delikatne ujednolicenie kolorytu i przede wszystkim naturalne, subtelne rozświetlenie (do tego rozświetlacz – wprost uwielbiam delikatny efekt glow ♡ :)).

Lancome Teint Miracle na mojej skórze. U mnie sprawdza się on świetnie. :)) Z tym że, w te największe upały i gorące dni, właściwie w ogóle nie używałam podkładu, a na rzęsy zrobiłam hennę. Jeśli już, to nakładam go w bardzo małych ilościach – głównie dla pięknego efektu naturalnego rozświetlenia, rozpromienienia (czasem z serum). Jedyne co mnie niepokoi to alkohol denaturyzowany w składzie, ponieważ w kremach zawsze, po pewnym czasie, mocno przesuszał moją skórę – tutaj nie zauważyłam tego na szczęście (widocznie takie stężenie, w towarzystwie innych składników, jest dla niej odpowiednie).

Podsumowując – dla kogo? Nie polecałabym go (Lancome) raczej dla cery mieszanej, a zwłaszcza tłustej – początkowo może wyglądać ślicznie, ale już po 1-3 godzinach, może uwidocznić się nieładny blask, trzeba będzie się mocno namęczyć i sporo kombinować z matowieniem w ciągu dnia, ani do trądzikowej (na pewno nie poradzi sobie z bardziej zaognionymi bliznami potrądzikowymi i podkreśli krostki). Ale do bezproblemowej – normalnej lub w kierunku suchej (pod warunkiem, że dobrze nawilżonej), która nie sprawia problemów – jak najbardziej może się spodobać. :) Powiedziałabym, że to taki typowy, leniwy upiększasz skóry twarzy, który sprawia, że jest bardziej promienna i ”wypoczęta”, jednak nie radzi sobie z bardziej zauważalnymi problemami (może je nawet jeszcze bardziej podkreślać zamiast tuszować). Może w pewnym stopniu kryć bardzo drobne niedoskonałości, ale musimy same przetestować, czy jest to dla nas krycie wystarczające.

Mam nadzieję, że udało mi się choć troszkę pomóc. ;*

Całuski!