Zniszczone włosy, często poddawane zabiegom rozjaśniania bądź farbowania rozjaśniającego, najczęściej stawiają na pielęgnację nawilżająco-natłuszczającą. Miłością darzą wówczas emolienty, zarówno naturalne, jak i te syntetyczne (np. naturalne oleje roślinne czy silikony), natomiast produkty białkowe najchętniej posłałyby w kosmos :) – bez krztyny tęsknoty czy wyrzutów sumienia. :) I moje wysokoporowate blondy, których długości miały (nie)przyjemność wieloletniego kontaktu z rozjaśniaczem, podpisują się pod tym każdą włosową końcówką. :)
Działanie protein na włosy
Co więc zrobić, gdy na każdy produkt proteinowy włosy reagują spuszeniem, kruchością, sztywnością, brakiem połysku? Wydawałoby się, że pomysł z oddelegowaniem ich w najdalsze krańce wszechświata (lub przynajmniej łazienki :)) jest tym najlepszym, jednak to właśnie wśród nich znajdują się eksperci w dziedzinie regeneracji, odbudowy, rekonstrukcji wnętrza włosa, którzy wzmacniają go i podnoszą wytrzymałość na urazy mechaniczne. Stanowią podstawę, która wraz z nawilżająco-natłuszczającymi-ochronnymi produktami, pozwala osiągnąć najlepsze efekty w pielęgnacji zniszczonych włosów. Starają się uzupełnić/zastąpić to, czego we włosie brakuje, a rozjaśnianie zabiera z włosa bardzo wiele, znacznie naruszając jego budulec.
Maska a odżywka – różnice w działaniu
Oczywiście, od nas zależy, czy działamy w pielęgnacji jedynie powierzchniowo, kondycjonując włosy – maskując uszkodzenia „od mycia do mycia” (tradycyjnymi odżywkami) czy wprowadzamy do akcji proteinowe maski rekonstruujące wnętrze włosa. :) Bowiem, jak już wiemy z wcześniejszego wpisu (klik), tradycyjna odżywka jedynie tuszuje uszkodzenia, „naprawia”, pielęgnuje zewnętrzną część włosa, a efekt zdrowych włosów utrzymuje się do kolejnego mycia (jest więc tym, czym upiększający makijaż dla naszej twarzy :)).
Maski natomiast działają na włos dogłębnie, ale często pozostawiają go w “niewyjściowym” stanie, przy czym rezultaty są widoczne dopiero po dłuższym czasie stosowania produktu (co nas po prostu zniechęca). :)
Pamiętajmy – maska i odżywka działają na różnych poziomach włosa, stąd znaczne różnice w ich działaniu.
Teraz przejdźmy do tego, jak radzić sobie z obecnością protein w naszej pielęgnacji (gdy włosy uparcie protestują).
Zniszczone włosy a proteiny – jak to pogodzić? :)
Najistotniejszym, kluczowym punktem jest tutaj odpowiedni dla proteinowego produktu towarzysz. :) A możemy działać poprzez:
- nałożenie emolientowej, nawilżająco-natłuszczającej odżywki (która nie zawiera protein, np. Garnier Fructis Oleo Repair), po spłukaniu z włosów proteinowej maski i odciśnięciu nadmiaru wody,
- dodanie do maski proteinowej kilku kropel jednonienasyconego oleju roślinnego (np. awokado),
- domieszanie do maski proteinowej, maski typowo emolientowej – natłuszczająco-nawilżającej.
Chodzi o to, aby odpowiednio zbilansować składniki, które dostarczamy naszym włosom – wówczas mamy największe szanse na to, że proteiny nie wypłyną negatywnie na ich wygląd. :) Zadziałamy zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Zrekonstruujemy środek, domkniemy łuski, wygładzimy i uelastycznimy włosy. Pamiętajmy również, że każda maska może sprawdzić się u nas zupełnie inaczej – wszystko zależy od ilości poszczególnych składników, od tego, czy skład jest odpowiednio zbilansowany dla naszych włosów, od jakości użytych produktów.
Zanim jednak wprowadzimy pielęgnację proteinową, warto najpierw nieco porozpieszczać włosy ukochanymi przez nie produktami emolientowymi, aby lepiej przygotować je na pierwszą porcję protein. :) Dlatego, jeśli nasza baza jest bardzo sucha, krucha, postarajmy się ją nieco nawilżyć, natłuścić, uelastycznić – wówczas zmniejszamy ryzyko niepożądanych reakcji rozkapryszonych kosmyków. :)
Przykładowe produkty – emolientowe i proteinowe
Emolientowe maski/odżywki to produkty nawilżająco-natłuszczające, zmiękczające i wygładzające nasze włosy, bogate w naturalne oleje roślinne (np. Avocado Oil, Argania Spinosa Kernel Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil), masła (np. Shea Butter), zawierające alkohole tłuszczowe (Cetearyl Alcohol, Cetyl Alcohol, Stearyl Alcohol), silikony (np. Amodimethicone, Dimethicone).
Wśród odżywek może być to np. Garnier Fructis Oleo Repair (mój ulubieniec :)) lub Garnier Ultra Doux awokado i masło karité (jeśli po zmianie składu wciąż jesteśmy zadowolone z jego działania), natomiast wśród masek, przykładowo: Biovax do włosów suchych i zniszczonych (pomarańczowy), Biovax do włosów farbowanych (czerwony) bądź czarna maska marokańska Planeta Organica.
Maski proteinowe, regenerująco-rekonstruujące, to np. L’Oreal Elseve Total Repair Extreme (mój ulubieniec :) – stosuję ją bez odżywki, co możliwe jest dzięki zakwaszającej formule produktu :)), Dolce anti-age, Biovax keratyna + jedwab.
Jeśli natomiast lubimy proteiny mleczne, to wówczas możemy sięgnąć np. po Biovax Latte czy Dolce Latte. :)
______________
*Jeśli naszym włosom nie służą produkty proteinowe, unikajmy wszelkich szamponów i odżywek, które je zawierają, postawmy jedynie na dogłębnie działającą, proteinową maskę, np. raz w tygodniu. Proteiny zawarte w maskach są najbardziej wartościowe dla odbudowy, regeneracji, rekonstrukcji zniszczonych włosów.
*Stosując proteinową maskę, umyjmy wcześniej włosy szamponem oczyszczającym, o prostym składzie – bez silikonów i zawierającym SLS czy SLES na drugim miejscu (np. Barwa, Bambi), aby umożliwić masce jak najskuteczniejszą „naprawę” wnętrza włosa.
______________
Jakie więc włosowo-pielęgnacyjne produkty warto mieć na swojej łazienkowej półeczce? :) Choć włosy w większości lubią różnorodność i często nie od razu udaje nam się odnaleźć ich kosmetycznego ulubieńca, minimum w pielęgnacji zniszczonych włosów to:
- szampon typowo oczyszczający,
- nasz ulubiony szampon do częstego stosowania,
- maska proteinowa,
- maska nawilżająca, emolientowa,
- oraz emolientowa odżywka. :)
W zależności od naszych potrzeb, możemy dołączyć tutaj również ulubiony, nierafinowany i tłoczony na zimno olej roślinny (np. nakładany na mokro, na sucho przed myciem czy dodawany do maski w niewielkiej ilości) czy oliwkę dla dzieci o wartościowym składzie (np. HiPP), a dla dodatkowego zabezpieczenia końcówek – typowo silikonowe serum (np. Biovax A+E). :)
______________
Najserdeczniej pozdrawiam, Kochane, i przesyłam najsłodsze całusy! ♡ :)
Muszę koniecznie zastosować Twoje rady i dodatkowo podszkolić się w czytaniu składów :-) chociaż wydaje mi się, że zapewniam włosom zbilansowaną dietę, reagują one za każdym razem inaczej, nawet gdy używam sprawdzonych kosmetyków, potrafią czasami widocznie wyrazić swoje niezadowolenie :-( Czasami po dawce protein wyglądają jak marzenie, innym razem strona fochy i piszą się,a zdarza się również, że proteiny nie robią na nich żadnego wrażenia. A ja już naprawdę nie wiem, od czego to zależy :-( tym bardziej, że ścięłam niedawno rozjaśniane końce i zostały mi już tylko moje naturalne włosy- czasem wydaje mi się, że trudniej jest mi o nie dbać, niż wtedy, gdy miałam przesuszone, paskudne końcówki [jakieś 20 cm tych końcówek ;-) ]. Tak czy inaczej, bede pro owac dalej wcielać w życie wszystkie mądre rady. Twój post na pewno mi to ułatwi :-) Pozdrowiam ciepło :-)
Pięknowłosa Natalio mam pytanie i jednocześnie nadzieję, że rozwiejesz moje wątpliwości :D Czy jeśli przesadziłam z proteinami, to puch i susz na głowie pojawi się od razu, czy konsekwencje mogę odczuć dopiero po kolejnym myciu? Szukam wytłumaczenia dlaczego moje włosy zamieniły się w trzeszczącą strzechę podczas ostatniego mycia. Ciężko mi za to winić balsam myjący sylveco, więc zastosowana po ostatnim myciu maska (biovax jedwab + keratyna) jest moim głównym podejrzanym.
A maska czy odżywka proteinowa to jaka na przykład mogłaby być?
Blondeme, czytam Twój blog, póki co wyrywkowo i z podziwu wyjść nie mogę! W skrócie – jesteś najlepszą blogerką z jaką do tej pory się “spotkałam”.
Mam pewien dylemat, może będziesz mogła pomóc. Od lat byłam rozjaśniana balejażem, od jakiś 5-6 miesięcy przeszłam na farbę. Od ostatniego farbowania (29.03.2015 – dopiero co:)) jest to moja handmade-owa robota (chodziło o zmniejszenie kosztów bycia blindi:) ). I tu pojawia się problem…. Robiłam farbą Garnier 111. Dwa razy! Bo za pierwszym była masakra. Za drugim jest lepiej choć nadal są prześwity żółto-pomarańcowe, ale ratuję płukanką miesaną z odżywką nakładaną miejscowo – trochę pomaga. Myśle, że może za słaba była woda w tym Garnierze… I zastanawiam się teraz na tą “twoją” farbą, o której wspominasz na blogu… Moje włosy (odrosty) są bardzo zbliżone odcieniem do Twoich odrostów.
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Bardzo przydatny wpis :) moje włosy bardzo lubią kallos KERATIN i żelatynę. Ale mam problem z ich nawilzeniem a to podstawa. Dziś wypróbowalam żel lniany i jestem w niebie <3 a co do tych gatnierów to mam na oku tą żółtą właśnie. Polecam "goodbay damage" też z tej serii :)
ja bardzo polecam maskę ze złotem Biovaxu, świetnie regeneruje
Hej, mam pytanie kilka miesięcy temu farbowałam swoje włosy na średni brąz (Garnier) i teraz mam taki jasny brąz a u góry odrosty już takie szarawe lekko (bylam blondynką) i kupilam sobie farbe z Palette średni blond, boję się troche pofarbowac bo nie wiem jaki kolor mi wyjdzie prosze o pomoc :)
Witam
Na początku chcę powiedzieć, że Twój blog jest jednym z najlepszych jakie udało mi się odwiedzić do tej pory. Jestem tu nowa pewnie dlatego, że ładnych kilka lat nie farbowalam włosów, mój naturalny kolor to brąz na poziomie 6. Niedawno skusiłam się na kreatywne prostowanie i było super, gdyby nie to, że po 3 tygodniach rozjasnilam włosy do poziomu 8-9, fryzjerka najpierw robiła pasemka rozjasniaczem, później farba loreal majirel 8.2. Włoski są nadal proste ale ich kondycja nieco słabsza. Nie narzekam ale po keratynie włosy były idealne takie o jakich zawsze mazylam. Mam pytanie odnośnie kreatywnego prostowania czy mogę je powtórzyć po 2 miesiącach, czy nie zaszkodzi to mojej “czuprynce” i czy efekt powróci taki jak przed razjasnianiem. Dodam że mam włosy prawie do pasa i nie chciałabym ich drastycznie skracać. Na odrostach spróbuję farby rozjasnijacej zamiast rozjasniacza. Myślę że to będzie mniejsze zło, choć moje włosy są bardzo odporne na rozjasnianie.
Serdecznie pozdrawiam,
życzę radosnych Świąt
Hej :) Mam pytanie odnośnie tych proteinek ;) Moje włosy są ogólnie w złej kondyncji, przez lata je prostowałam i dopiero nieco ponad rok temu zaczęłam o nie dbać ;) Chodzi o to, że jak jesienią zrobiłam laminowanie żelatyną, to włosy wyglądały przecudownie, tak samo nie puszyły się jakoś szczególnie przy stosowaniu protein. A teraz mimo, że ciągle o nie dbam (prawie zawsze maska lub olej przed myciem, serum na końcówki, nie prostuję, nie suszę, nie maltretuję ich ogólnie ;)), to po każdej proteinowej masce mam puch, np. po kallosie keratynowym włosy były gumowate i takie jakby klejące, do tego oczywiście puch.. Tuningi trochę zmniejszają ten efekt, ale nadal jest źle, do tego większość masek, które lubiłam nie dają mi już takiego efektu, jaki dawały kiedyś, dosłownie nic nie działa na moje włosy dobrze (a kosmetyków do włosów mam peeeeełno). Nie chcą mi się już układać, nawet przy tonie silikonów sterczą we wszystkie strony, nic nie jest w stanie ich wygładzić. Błagam o pomoc.. ;*
Jak dobrze że przed chwilą trafiłam na tego bloga!
Swoją drogą mam pytanie odnośnie brwi. Nie zdążyłam nadrobić jeszcze wszystkich postów, ale uważasz że warto wybrać się do kosmetyczki i poprosić o regulację brwi? Ja przy swoich brwiach tak naprawdę nie eksperymentuję, zazwyczaj wyrywam te włoski które totalnie odstają od reszty, aczkolwiek ponad rok temu zauważyłam że obie brwi różnią się od siebie tzn. chodzi mi tutaj o łuk. W lewej brwi mam bardziej zaokrąglony natomiast w prawej brwi jest bardziej ścięty. W dodatku praktycznie nie rosną mi tam włoski, przez co tak jak wspomniałam wyżej – obie brwi mam różne i kompletnie nie potrafię skorygować kształtu! :(
Cześć!
Na początek muszę napisać, że jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy i ogromnej umiejętności jej przekazywania! Jesteś cudna! :)
Od dawna czytam Twoje wpisy, jednak dopiero teraz postanowiłam do Ciebie napisać. Mam zdecydowanie wysokoporowate włosy, które uwielbiają się puszyć. Właściwie to tylko raz udało mi się je doprowadzić do takiego stanu, że mogłam je rozpuścić i do tej pory nie wiem jak to zrobiłam.:) Na co dzień muszę je wiązać w warkocze i koczki, bo wyglądają niefajnie. Myję je dwa razy w tygodniu, zawsze przed myciem nakładam maskę biovax pomarańczową na mniej więcej 2 – 3h, następnie myję je szamponem i pozawalam im samym wyschnąć. Są wtedy niesamowicie spuszone, więc na noc wiążę je w dwa warkocze. Rano znów są mega suche i napuszone. W dodatku bardzo się kruszą.
Możesz mi napisać co robię nie tak? Myślałam, że jak będę nakładać maskę to wreszcie zaczną jakoś wyglądać. Dodam, że maskę stosuję już jakieś 2 – 3 miesiące. Jak myślisz może powinnam olejować? Albo nakładać jakieś odżywki?
Z góry dziękuję Ci za odpowiedź i przepraszam, że zawracam Ci głowę.
Buziaki!:*
Witaj,
Na Twojego bloga trafiłam niedawno, całkiem przypadkiem, szukając informacji o olejowaniu. Widzę, że na ten oraz inne “włosowe” tematy masz dużą wiedzę, myślę więc, że nie będzie problematycznym podzielenie się nią ze mną ;)
Do rzeczy – chodzi oczywiście o włosy. Całe dzieciństwo miałam włosy długie, bardzo rzadko obcinane – były moją chlubą. Do czasu okresu dorastania, kiedy to wydaje się nam, że wszystko co mówią inni, a zwłaszcza rodzice – jest złe. Moi zawsze chwalili moje włosy i “nie pozwalali” obcinać, kiedy jeszcze mieli taką władzę. Niestety, jako że w pierwszej klasie liceum stwierdziłam, że jestem już dorosła i sama mogę decydować ( a przecież potrzebowałam zmiany i krótsze na pewno będą lepsze) – obcięłam moje długie włoski. Do tej pory mam po tym w domu 40-centymetrowy warkocz, a mimo to włosy nawet po ścięciu nie były krótkie, jakoś za łopatki (wcześniej były za pupę). I od tego właśnie wszystko się zaczęło.
Gdy miałam długie włosy, były proste. Krótsze zaczęły się nie tylko wywijać, ale też nawet kręcić (moja mama ma burzę loków, ale nikt nigdy nie miał po niej włosów). W przeciągu kilku lat włosy podcinałam jeszcze bardziej, cieniowałam, farbowałam na: rudy, blond, czarny. Oczywiście koloryzacje nie były profesjonalne. Pod koniec drugiej klasy poznałam mojego obecnego chłopaka, z którym jestem już 7 lat. Od tamtej pory powiedziałam stop obcinaniu, bo on lubi długie. Wtedy moje włosy sięgały trochę za ramiona.
Zaprzestałam obcinania, ale nie farbowania. Zawsze wydawało mi się, że mój kolor jest nudny – ciemny, mysi brąz. Nijaki, nieciekawy. Eksperymentowałam więc z ochotą. Na studiach, po czarnym kolorze odpuściłam farbowanie na jakieś 2 lata. Potem przyszedł ciemny rudy – wtedy już wiedziałam trochę o pielęgnacji, używałam więc często masek i dostępnych mi wtedy serów. Włosy wyglądały nieźle. Po roku znów zafarbowałam je jednak na czarny, a już po 3 miesiącach zdecydowałam się na jasny blond. Udało się zrobić to w niecały miesiąc (oczywiście w domu), ale włosy były okropne. Suche, sterczące na wszystkie strony, robiły co chciały. Wtedy poczytałam o olejowaniu i sięgnęłam po zachwalany olej kokosowy. Wtedy nie wiedziałam, że może nie polubić się z włosem wysokoporowatym, ba, nie wiedziałam nawet, że takie włosy posiadam. Olej trochę pomagał na moje długie już przed pośladki sianko, ale to nie było to czego oczekiwałam. Po jakimś czasie zrobiłam sobie prostowanie keratynowe – byłam już zdesperowana.
Włosy w porównaniu do stanu sprzed były super. Nie ekstra nawilżone i gładkie, ale lepsze niż przed rozjaśnianiem, do tego były prościutkie. Mimo odpowiedniej pielęgnacji efekt “sprzed” powrócił po około pół roku. Wtedy zauważyłam, że włosy strasznie mi się wykruszyły. Mój chłopak miał pretensje, że je obcięłam, mimo, że tego nie robiłam. To jakoś tak samo… ;( ponadto stało się to w sposób nieregularny, z prostych włosów zostały mi więc “pocieniowane”, szkoda tylko, że z jednej strony miałam ich dużo mniej.
Gdy zauważyłam, że nie rosną postanowiłam, że to koniec. Pofarbowałam je na mój brąz i zdecydowałam, że nie będę już więcej farbować. Oczywiście konieczne było użycie brązu jeszcze kilka razy – farba niemiłosiernie wypłukiwała się z długości włosów – do tej pory są jaśniejsze, od września już jednak nie farbuje, a jedynie dwa razy nakładałam henne by kolor wyrównać.
Oczywiście włosy są krótsze, bo po rezygnacji z blondu musiałam już je sporo podciąć – nie było sensu walczyć z tak zniszczonymi pasmami. Aktualnie znów sięgają mi za łopatki, ale chciałabym żeby były dłuższe. Nie farbuję, nie używam prostownicy ani suszarki (tego w sumie nigdy nie robiłam). Daje im po prostu rosnąć, regularnie podcinam końcówki. Problem jest jednak dalej w ich stanie. Są nawilżone tylko bezpośrednio po myciu, maskach i olejach, potem stają się już suche. Mogę nałożyć olej na całą kitkę kilka razy na dzień, a włosy nie będą mokre ani tłuste – wszystko momentalnie się wchłania.
Znasz już moją smutną historię, gdy to byłam mądrzejsza od całego świata. Z drugiej strony jednak człowiek uczy się na błędach i gdybym nie obcięła ich wtedy, zdecydowałabym się na cięcie prędzej czy później, bo przecież chcemy tego czego nie mamy i kieruje nami ciekawość. W sumie dzięki temu, że zrobiłam to wtedy, miałam czas na zapuszczanie. Wszystko zepsuło natomiast farbowanie – musiałam zniszczyć włosy i sprawdzić kolor, by przekonać się, że najlepiej mi we własnym.
Używam masek biowax, olejuję włosy (aktualnie mieszanka z jojobą i czymś jeszcze, olej z alterry) – też w sumie bez rewelacji. Zawsze zabezpieczam czymś też końcówki (albo i całą kitkę), np. używanym olejem czy jakimś serum, teraz A+E z biowaxa. Ostatnio wcierałam też odzywkę Jantar, i szczerze to nie widziałam wpływu na wzrost włosów, ale zdecydowanie polepszył mi się stan włosów od skalpu gdzieś około do ramion – tam gdzie mam całkiem naturalny kolor. Są błyszczące, miękkie, gładkie (łuski zamknięte, a na reszcie włosów tragedia) – po prostu widać, że zdrowe. Niestety większa część czupryny została taka sama. Od roku używam też specjalnej szczotki, teraz rozczesywanie nie jest koszmarem jak podczas całego dzieciństwa.
Oczywiście wiem, że zniszczyłam je farbowaniem na blond i chciałabym to naprawić. Jednak nurtuje mnie to, że nawet w gimnazjum, na włosach nietkniętych niczym, były one suche, plątały się, nigdy nie były wygładzone. Czy to znaczy, że na moich włosach nie da się po prostu osiągnąć gładkiej tafli jak z reklamy? Czy są z natury wysokoporowate i nic tego nie zmieni? Czy warto dobrać odpowiedni olej? Jeśli tak, to jaki? Ile trzymać go na włosach? Czy może postawić w pielęgnacji na coś zupełnie innego?
Na każdym etapie mojego życia, mimo różnej i czasami naprawdę intensywnej pielęgnacji nigdy tak naprawdę nie byłam zadowolona z mich włosów, nawet gdy były zdrowe i nie zniszczone ;( pięknie wyglądają jedynie po prostowaniu – wtedy są gładkie, a włosy na całej długości nie odstają każdy w inną stronę. Co mogę zrobić by były takie na co dzień?
Przepraszam za esej i ewentualna nieskładność, proszę o odpowiedz i porady. Mogę dosłać jakieś informacje lub np. zdjęcia, jeśli by to pomogło?
Chcę mieć znów długie i naturalnie piękne włosy i liczę na Twoją pomoc ;)
Serdecznie pozdrawiam,
Pati
Hej :) Na wstępie muszę pochwalić całego bloga! Dawno tylu ciekawych i przydatnych (w moim przypadku) :p tekstów nie czytałam na jednej stronie :) Superrr Blog! Z mojego doświadczenia, po moich przygodach z rozdwajającymi się końcówkami wiem, że warto na początku przeanalizować swój sposób odżywiania. Pory posiłków no i ich skład (zawartość tłuszczy, cukrów itp) ;) musiałam też diametralnie zmienić porty posiłków (mniej a częściej usłyszałam..) :) Koleżanki poleciły mi też zestawy ćwiczeniowe 3/4 razy w tygodniu i do tego suplement dla wzmocnienia od środka (bio silica jest całkiem spoko, dobry skład i nieduża cena) ;) W efekcie świetnie się czuję, forma jest, włosy dużo zdrowsze i w lepszej formie niż na początku :)
Witaj serdecznie,
Od dawna obserwuje Twoj blog i czerpie z niego sama przyjemnosc:).
Mam nadzieje, ze jestes w stanie mi pomoc i jestes moja ostatnia deska ratunku.
Mam straszne problemy z wlosami tzn. z koncowkami. Moje marzenie to piekne, zdrowe dlugie wlosy, niestety od 13 lat nie widze efektu dlugosci.
Zdrowo sie odzywiam, uprawiam Sport, koszty kosmetykow na wlosy przechodza ostateczne granice (tysiace euro). saune na wlosy kupilam pare lat temu i troche mi pomogla. Caly czas o nie dbam, nakladam oleje na noc, stosuje przerozne maseczki rowniez z jajka.
Zadnych rozjasniaczy moje wlosy nie ujrzaly, tylko farba. Wlosy mam zadbane, lsniace lecz koncowki to cos strasznego, nie umiem sobie z tym poradzic. Za kazdym razem sie ciesze gdy mam duze odrosty, poniewaz widze roznice w dlugosci, niestety wizyta u fryzjera konczy sie tym samym, trzeba podciac, bo koncowki sa zniszczone. O zgrozo!!!!!!
Nie mam juz sily! Czy kiedykolwiek moje marzenie sie spelni i bede miala dlugie wlosy!?
Bardzo licze na Ciebie, bardzo.
Pozdrawiam serdecznie i duzo calusow:*
Masz inspirujacy typ urody:)
Ooj muszę się zaopatrzyć w jakąś proteinową maskę. Teraz od czasu do czasu tylko laminuję włosy, no i używam Nivea long repair ale to jak wiadomo tylko odżywka. Zastanawiam się nad keratynowym prostowaniem włosów na jesień/zimę w celach odbudowy i jednocześnie zabezpieczenia, gdyż moje delikatne włosy strasznie się wtedy niszczą. Na to dodatkowo henna cassia by lekko pogrubić włos. ;)